Zastanawia mnie pewna tendencja – zanikanie używania wyrażenia „na razie” na rzecz „póki co”. Czym to można tłumaczyć? Właśnie nie wiem... Jakąś modą? Zrusyfikowaniem społeczeństwa na tyle silnym, że nie jest w stanie tego nieszczęsnego „póki co” przestać nadużywać...
Tak jednak jest. Ilekroć słyszę wśród komentatorów sportowych: „Póki co jeszcze nie wbił tej bili” albo: „Jest jeszcze póki co zmęczony”. Nie dość, że niesmaczne, to jeszcze pretensjonalne. Przodują w tym zwłaszcza moi ulubieni komentatorzy snookerowi w stacji Eurosport. Lubię ten sport, dlatego go często oglądam i nigdy jeszcze nie słyszałem, by którykolwiek z nich powie-dział: „na razie”. Jest tylko „póki co”. Ale przy pożegnaniu też?
Jak mówicie, drodzy komentatorzy: „To póki co?” Czy: „To na razie?” Jeśli mówi-cie: „To na razie”, to jesteście niekonsekwentni, a jeśli „póki co”, to śmieszni. Jak zatem z tego wybrnąć?
Przestać używać „póki co”. To rusycyzm – nieszczęśliwy, ponieważ niepasujący do naszej składni. U nas używa się konstrukcji z „póki”, po którym następuje rzeczownik: Tak jest w naszym przysłowiu: „Póty dzban wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie”. Oba te spójniki trącą już lekko myszką i tu, moim zdaniem, leży przyczyna owego nieszczęsnego „póki co”. Dziś „póki” zastępowane jest konstrukcją „do czasu gdy”, „do momentu gdy”, a samo „póki” odchodzi już powoli na emeryturę językową. I pozwólmy mu na to. Nie męczmy za bardzo, gdyż jest ono już bardzo zmęczone. Odpocząć by chciało, jednak wciąż za bardzo nie może.
A co z „na razie”? Nie pozwolono mu rozwinąć skrzydeł, a taki ładny to ptak. Brzmi o wiele ciekawiej. Są jednak ludzie, którzy zamiast śpiewu słowika („na razie”), wolą słuchać krakania wrony („póki co”). Niby „De gustibus non est disputandum”, ale nie, gdy chodzi o gusta językowe właśnie. Złe przyzwyczajenia trzeba tępić, a dobre utrwalać, co niniejszym czynię.
To na razie. Tak i tylko tak.
Do napisania
Autor: Tomasz Dziamałek
Tekst ukazał się w Miesięczniku Neon w marcu 2012
0 komentarze:
Prześlij komentarz