„Un esempio” – spektakl teatru
niebopiekło. Szósty września, wtorkowy wieczór. Przestrzeń sceny Miejskiego
Centrum Kultury odgrodzona od reszty świata kotarą. Wszyscy widzowie
zgromadzeni naokoło aktorów, na tym tak zwanym backstage’u. Cisza jak makiem zasiał.
Tak siedziałam i ja. Wpatrzona i
wsłuchana w głosy aktorów, w ich ruchy pełne emocji i we własne dźwięki jak
niespokojne przełykanie śliny. Bojąc się nieraz poruszyć i przeżywając wszystko
w wytworzonej na chwilę wspólnocie, starałam się wziąć ze spektaklu coś dla
siebie.
Spotkanie z aktorami |
Poszłam na spektakl z jakimś
głupim, naiwnym nastawieniem, że sobie coś przyjemnie wieczorem pooglądam.
Zaciekawiła mnie tematyka, choć mroczna, ale pomyślałam, że to tylko teatr.
Bardzo szybko okazało się, że aż teatr. I że ani przez chwilę nie czułam się
przyjemnie odprężona. Bo, jak mówił na spotkaniu po spektaklu Andrzej Stróż,
jeden z aktorów niebapiekła: Widz nie może czuć się swobodnie w teatrze. Jeżeli
tak jest, to coś jest słabe. Najprawdopodobniej spektakl.
Sztuka „Un esempio” na motywach
opowiadania Gustawa Herlinga-Grudzińskiego „Błogosławiona, święta” to sztuka
niełatwa i wymagająca. To sztuka zadawania pytań i próby odpowiedzi. Jak ty
widzisz świętość? Tak bardziej ludzko czy jako listę spełnionych warunków?
Zachwycił mnie warsztat obojga
aktorów – Ewy Stołowskiej i Andrzeja Stróża oraz to, w jak wielkim stopniu
sobie ufają, np. w scenie duszenia. Widać było, że ćwiczą razem od lat.
Najbardziej zapadła mi w pamięć
ostatnia wypowiedziana kwestia, będąca cytatem z Kafki, że choćby drugi
człowiek stał obok nas, opowiadał nam o swoim cierpieniu, nigdy nie zdołamy
pojąć co on przeżywa. Nigdy nie dowiemy się, w jaki sposób on odczuwa.
W spektaklu poza opowiadaniem
Herlinga-Grudzińskiego zostały też wykorzystane wycinki z gazet, fragment
podręcznika wychowania seksualnego świadków Jehowy, teksty Św. Pawła. Wszystkie
zostały oczywiście przełożone na język teatru, by ukazać nietrafność takiego
widzenia zła, jakie ma miejsce dzisiaj. Nietrafność tego fasadowego
postrzegania świętości. I to, że, zdaniem twórców, im wyżej w hierarchii,
obojętnie jakiej, też kościelnej, tym człowiek jest mniej ludzki, tam
człowieczeństwo się bardziej rozmywa.
Wiele dało mi spotkanie z
aktorami, które odbyło się później. Można było poznać spojrzenie artystów na
graną przez nich sztukę, jak i na teatr ogólnie. Otworzyły mi się trochę oczy.
Ci, którzy zostali dowiedzieli się m.in., że przed każdym spektaklem odbywa się
normalny trening fizyczny, który trwa koło godziny. Po to, by aktorzy mogli
osiągnąć odpowiedni poziom skupienia. I że takie treningi są również kilka razy
w tygodniu. I że w teatrze nie ma gwiazd, a przynajmniej być nie powinno. W
teatrze najważniejsze jest bowiem to twórcze porozumienie między grającymi a
oglądającymi, ta rozmowa i zdolność do intelektualnej obserwacji.
Autor: Joanna Kloska
Ja bardzo żałuję, że nie było mi dane uczestniczyć w "Adaptacjach". jutro znowu wyjeżdżam...Kolejne wydarzenie, w którym nie uczestniczę. A przecież mieszkam w Bydgoszczy...
OdpowiedzUsuńdzięki! mamy świadomość, że to trudny w odbiorze spektakl, tym większa radość (i ulga:)) jak pojawiają się takie odzewy.
OdpowiedzUsuń