maja 27, 2013

Andrzej Grabowski: „Na krytykę nie zwracam uwagi”

Jak już wspominaliśmy, Grupa Neon powoli wraca do krainy żywych. Pojawiają się wśród nas nowe osoby i zarażają swoim entuzjazmem oraz pomysłami. Jedną z takich osób jest Karol, który do rozmowy zaprosił Andrzeja Grabowskiego. Zapraszamy serdecznie do lektury tego wywiadu. A jeśli i wy chcecie w jakiś sposób współtworzyć z nami Neona, nie wahajcie się do nas napisać. Do usłyszenia!

Andrzej Grabowski, fot. wikipedia
Z Andrzejem Grabowskim – aktorem teatralnym i telewizyjnym rozmawia Karol Borecki.
- Gdy komukolwiek zadamy pytanie, kim jest Andrzej Grabowski, to przynajmniej w co drugiej odpowiedzi usłyszymy, że jest to jeden z lepszych, jeśli nie najlepszych, polskich aktorów. Ma Pan tego świadomość?
  • Nie, nie mam takiej świadomości, bo najzwyczajniej w świecie nie uważam się za jednego z lepszych, a może nawet najlepszego, polskiego aktora… Na pewno bardzo dużo pracuję. Czasami myślę, że za dużo, ponieważ zdarzają się dni, kiedy nie mam już po prostu siły. Swój zawód staram się wykonywać jak najlepiej potrafię, przede wszystkim dla własnej satysfakcji i żebym, stojąc przed lustrem, nie mógł sobie niczego zarzucić. Publiczność − widzowie, oczywiście są bardzo ważni, ale najważniejsze dla mnie jest to, abym po zejściu ze sceny czuł się dobrze. I tyle.
- Sugeruje Pan, że rankingi przeprowadzane wśród widzów w myśl zasady: lepszy – gorszy, nie są obiektywne?
  • Oczywiście, że tak. Jednemu pewien aktor się podoba, drugiemu nie, właśnie na tym polega cała filozofia. Jedni mnie kochają, drudzy nienawidzą. To nie jest takie proste i logiczne jak w matematyce, że dwa plus dwa równa się cztery. Los aktora jest bardziej skomplikowany, niż wszystkim się wydaje.
- Uczęszczanie do szkoły aktorskiej, a w konsekwencji zawód aktora, zawdzięcza Pan swojemu bratu, Mikołajowi, i Panu Janowi Nowickiemu?
  • To prawda. Gdyby nie Mikołaj i jego pasja związana z teatrem, nigdy by mi do głowy nie przyszło, żeby zostać aktorem. Zdawałem do szkoły aktorskiej, bo tam był już Mikołaj. Pamiętam, że odwiedzałem go kilkakrotnie. Poza tym w szkole aktorskiej były piękne dziewczyny, co w tamtym okresie mojego życia było bardzo ważne(śmiech).Jeżeli chodzi o Janka Nowickiego,to spotkałem go na jednej imprezie i już wtedy zapowiedział, że będzie ze mnie aktor. Życie pokazało, że się nie mylił. Z jednej strony jestem zadowolony, natomiast z drugiej strony są takie chwile kiedy nad tym ubolewam. Niemniej jednak dziękuję Jankowi, obecnie mojemu serdecznemu przyjacielowi, za to, że mi wywróżył takie życie.
- Czym właściwie jest dla Pana aktorstwo?
  • Myślę, że to po prostu zawód, który uprawia się z mniejszym lub większym sukcesem oraz z większą lub mniejszą przyjemnością. Osobiście bardzo się cieszę z tego, że mogę wykonywać zawód aktora. Sprawia mi on ogromną przyjemność, szczególnie wtedy, gdy czuję, że jestem akceptowany przez publiczność. Proszę mi uwierzyć, że to niezwykłe uczucie. Ściślej mówiąc, lubię ten zawód, chociaż twierdzę, że bywa idiotyczny.
- Dlaczego Pan tak uważa?
  • Bo jak to wytłumaczyć, że dorosły człowiek mając 61 lat, tak jak ja, czy 73 jak Janek Nowicki, wychodzi wieczorami na scenę i udaje, że jest jej królem. Przecież to jest głupie – idiotyczne. Niemniej jednak podkreślam, że to specyfika tego zawodu i, niestety, nic w najbliższym czasie się nie zmieni.
- Jak Pan sobie radzi z krytyką, która wpisana jest w zawód aktora?
  • Nie mam żadnych sposobów na radzenie sobie z krytyką, w przeciwieństwie do innych aktorów. Dzisiaj po prostu na krytykę nie zwracam uwagi i jest to najlepsze antidotum na nią.
- Zawsze Pan lekceważył krytykę?
  • Nie, niestety nie. Kiedyś bardzo się przejmowałem. Przeglądałem różne fora internetowe, szukałem wywiadów ze mną, tylko po to, aby zobaczyć, jaka jest reakcja widza. Obecnie tego nie robię i jest mi z tym znacznie lepiej. Z doświadczenia wiem, że krytyka to często kompleksy ludzi, którzy siadają wieczorem przed telewizorem i wyładowują swoją złość.
- Czy męczy Pana popularność?
  • Oczywiście, że męczy, a nawet denerwuje. Wolałbym, żeby jej nie było. Na przykład teraz chciałbym być anonimowy. Nie kocham popularności, co nie oznacza, że jest to dobre czy złe. Są aktorzy, którzy lubią robić z widzami zdjęcia, zgadzają się na udzielanie wywiadu. Ja tego nie lubię i dlatego według niektórych jestem inny.
- Zgodzi się Pan ze mną, gdy powiem: Andrzej Grabowski to bardzo ambitny aktor?
  • Powiem, że zgadzam się w głębi duszy, ale jeżeli wypowiedziałbym te słowa publicznie, natychmiast zostałbym wyszydzony. W trybie natychmiastowym pojawiłyby się pytania w rodzaju: Gdzie ambicja w serialu „Świat według Kiepskich”? Co to znaczy ambitny godzinny stand – up, który wykonuję dla publiczności?
- W rzeczywistości rola Ferdynanda Kiepskiego oraz godzinny stand – up wymaga ogromnego wysiłku?
  • Oczywiście, że tak. Może z zewnątrz wygląda to inaczej, ale w rzeczywistości wymaga ogromnego wysiłku fizycznego, i nie tylko. Niech ci, którzy uważają, że jest inaczej, spróbują zagrać w sitcomie, który emitowany jest już od czternastu lat i ma ogromną oglądalność, czy podejmą próbę mówienia do publiczności w taki sposób, aby bawiła się przez cały występ. Jestem pewny, że po kilku minutach będą mogli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest to ambitne wyzwanie, czy też nie.
- Podczas grania roli Ferdynada Kiepskiego spotkał się Pan kiedyś z nieprzyjemną opinią, komentarzem?
  • Oczywiście! Pamiętam, gdy kręciłem film z Jurkiem Bogdajewiczem „Boże skrawki”, w którym grał Willem Dafoe, Haley Joel Osment i polscy aktorzy, wśród których byłem także ja. Podczas premiery filmu w Gdyni Jurek Bogdajewicz, który przebywał w Polsce, ale przez długi czas mieszkał w Stanach Zjednoczonych, na pytanie pewnej dziennikarki, które brzmiało: Dlaczego pan obsadził w tak odpowiedzialnej roli aktora, który gra w sitcomie (mówiła to przy mnie)? I dorzuciła, że tylko w Polsce jest to możliwe. Z ust reżysera usłyszała: „Pan Grabowski, gdyby przez czternaście lat grał w USA w sitcomie i był tak popularny jak jest tutaj, byłby gwiazdą. Tylko w Polsce, wy dziennikarze, gardzicie człowiekiem, który potrafi zebrać przed telewizorami kilka milionów ludzi”. Bardzo mi to oczywiście schlebiło, chociaż przez chwilę bałem się go, bo był niezwykle wzburzony i nie mógł dojść do siebie (śmiech).
- Zgadza się Pan w tej kwestii z Panem Jerzym Bogdajewiczem?
  • Tak, jak najbardziej. Uważam, że taka jest prawda. Jesteśmy krajem, w którym aktorów dzieli się na ambitnych i nieambitnych. Moim zdaniem powinniśmy ich dzielić na tych, którzy są dobrzy lub nie, którzy mają talent lub go nie mają. Ci ambitni czasami są nie do oglądania. Bronią się przed swoją bezradnością, brakiem talentu i niedouczeniem tylko tym, że są ambitni.
- Występuje Pan w rolach komediowych oraz dramatycznych. Które wymagają większego wysiłku, przygotowania oraz koncentracji?
  • Owszem, gram zarówno w komedii, jak i dramacie. Dużo łatwiej grało mi się Gebelsa w „Pitbulu”, gdzie wystarczyło po prostu przyjąć zasadę twarz – maska, niż rolę Ferdynanda Kiepskiego, która naprawdę jest bardzo trudna do zagrania.
- Wiele pozytywnych opinii zyskała kreowana przez Pana rola Gebelsa, która zdaniem niektórych widzów była bardzo ambitna.
  • Mam tego świadomość, ale chciałbym powiedzieć, że to jest nieprawda! Prosty przykład. Jeżeli teraz stałby przed Panem Ferdynand, to wiele razy musiałby się oblać wodą, przekląć etc. Natomiast, gdyby rozmawiał Pan z Gebelsem, wystarczyłoby założyć na twarz „maskę”(zero uśmiechów) oraz spojrzeć na Pana mocnym, groźnym wzrokiem. Oczywiście, są aktorzy, którzy mają predyspozycje do ról komediowych, co nie zmienia faktu, że same w sobie są one bardzo trudne do zagrania.
- Jest Pan zadowolony z tego, że Pańskie córki zostały aktorkami?
  • Szczęśliwy nie jestem, bo znam ten zawód od wewnątrz i wiem, że wymaga on wielkiego poświęcenia oraz „twardej skorupy”, żeby to wszystko znieść, szczególnie gdy jest się aktorem młodym, początkującym, bez sukcesów i doświadczenia.
- Ma Pan zarówno doświadczenie, jak i wiele sukcesów na swoim koncie, zatem nie musi Pan znosić tych przykrych aspektów związanych z aktorstwem.
  • Tak, ja dzisiaj mogę powiedzieć do widzów: „Mam was…, kompletnie mi na was nie zależy”. Są tacy, którzy chcą mnie oglądać, słuchać i dla tych osób mogę się starać. Reszta mnie w ogóle nie interesuje. Gdy byłem młody, to oczywiście nigdy w życiu bym takich słów z siebie nie wydobył, ponieważ zależało mi na każdej osobie. Poza tym, błędem młodych aktorów jest to, że za wszelką cenę chcą pokazać, co potrafią, co umieją. Cała filozofia polega na tym, aby pokazywać, że się nie jest aktorem, a nie odwrotnie. Aktor jest dobry wtedy, kiedy nie pokazuje, że jest aktorem, ale zachowuje się zupełnie naturalnie. Może krzyczeć, płakać, piszczeć itp, ale przede wszystkim musi zachowywać się autentycznie, jak każdy człowiek na co dzień.
Panie Andrzeju, bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę wszystkiego dobrego i, mam nadzieję, do zobaczenia
______________________________
Jeśli piszesz, czytasz, rysujesz lub wyrażasz siebie w inny sposób, możesz dołączyć do Grupy Literackiej Neon. Neon wraca i ogłasza nowy nabór! Wydawanie własnego czasopisma, nagrywanie Poezji na bruku, organizowanie wieczorków i inspirujących spotkań jest możliwe właśnie z nami! :) 
Szczegóły? Napisz do nas na maila: grupaneon@vp.pl . Jeśli jesteś z Bydgoszczy, spotkamy się i porozmawiamy! :) 

0 komentarze:

Prześlij komentarz