Otchłań to kontynuacja opowiadania "Dusza wampira" Piotra Charchuty, publikowanego w styczniowym i lutowym numerze Miesięcznika Literackiego Neon. Opisuje ono losy głównego bohatera, Russela Ferna, który zginął i przeniósł się do Otchłani - czyli piekła dla wampirów
Otchłań
Epizod 1: Trudny start
Obudziłem się po długim marszu. Leżałem w jakimś baraku zbudowanym z ciemnych gnijących już desek. Wyjrzałem przez okno. Przede mną nie było niczego prócz pomarańczowego piachu. Niebo mieniło się krwistą czerwienią. Nigdy wcześniej nie widziałem nieba bez słońca. Mimo tego było jasno. Znajdowałem się w Mrocznej Otchłani nazywanej piekłem dla wampirów. Trafiłem tutaj, ponieważ pragnąłem odszukać rodzinę. Z pomocą wampira Kaela de Kvatcha przedostałem się do tego niegościnnego świata.
Na stoliku stojącym koło okna znalazłem dzbanek, w którym znajdowała się czerwona ciecz. Pachniała wyśmienicie. Domyśliłem się, że to mój dzisiejszy posiłek. Wziąłem dzban w ręce i zanurzyłem usta w przepysznym nektarze.
- Nie tak łapczywie - powiedziała Raven, stając w przejściu i opierając się o drzwi do naszej kryjówki.- Mamy porę suchą. Krew nie spada nam z nieba jak zazwyczaj.
Słysząc to, zachłysnąłem się.
- Ekhu… Znaczy… To znaczy, że krew pada tutaj jak deszcz?
- Taaa - odparła wampirzyca. - Musisz się dowiedzieć co nieco o tym świecie, bo inaczej zginiesz marnie.
- W takim razie zamieniam się w słuch.
Raven wzięła ode mnie dzban z krwią i napiła się.
- Mało jest wampirów, które wiedzą o tym przeklętym miejscu, zanim zostaną zabite. Zawsze chciałam zobaczyć minę tego pierwszego, który tu trafił.
- A wiesz, kim on jest? – spytałem.
- Krążą plotki… Ale mniejsza o to. Trafiłeś tutaj w najgorszym momencie. Pora sucha nie jest najprzyjemniejsza. W ogóle to nic tu nie jest przyjemne. W trakcie suszy rozpoczyna się zaciekła walka o krew. Ten, kto ma spory zapas, pada ofiarą innych. Niektórzy głodują, a to nie jest miłe. Jeśli masz tu przyjaciół, jesteś szczęściarzem; gorzej, gdy nikt cię nie lubi. Nie chciej, żeby cię zabito po raz drugi.
- Jak to po raz drugi?
- Normalnie. Wystarczy, że odrąbią ci łeb albo wbiją osikowy kołek prosto w serce. Jeśli tak się stanie, przestajesz istnieć.
Przełknąłem ślinę i spojrzałem w okno. Zaczęło wiać. Pomarańczowy piasek zaczął wirować delikatnie nad ziemią. Przypomniało mi to wypad nad morze; Scotta zawsze to fascynowało i zadawał mnóstwo pytań.
Z zamyślenia wyrwał mnie dotyk Raven, która położyła dłoń na moim ramieniu.
- Przejdźmy się - zaproponowała.
Jakiś czas później siedzieliśmy w karczmie. Jak się okazało, w Mrocznej Otchłani wampiry miały swoją własną cywilizację, jednakże każdy z nich wolałby wrócić do normalnego świata. Rozumiałem ich. Wampiry to łowcy, muszą polować. Susza ograniczała dostęp do krwi. Z tego, co po drodze mówiła mi Raven, żeby dostać krew, trzeba było zapłacić. Tutaj nie było pieniędzy, więc oddawało się różne przysługi. Niektóre były zwyczajne, czyli pomóż mi sprzątnąć ten bałagan, a inne dotyczyły „przekonania” pewnych osobników w odpowiedni sposób do spłacenia długu.
- Wiem, że to wszystko wygląda strasznie - powiedziała wampirzyca.
- Nikt nie sprawuje tu jakieś władzy?
- Jeśli tyrania jest dla ciebie sprawowaniem władzy, to i owszem. Niedaleko stąd jest Szkarłatna Cytadela. Zamieszkują ją Pradawni.
- Czyli pierwsze wampiry.
- Właśnie. Jedne z najpotężniejszych. Marcus Kayne i ukochana Draculi.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia.
- Nie ty pierwszy i nie ostatni tak reagujesz. Tak, Dracula istnieje. On jest pierwszym spośród Pradawnych. Jego ukochana była jedną z trzech wiedźm, które go stworzyły.
- Fascynujące. Co z tą cytadelą?
- Cytadela to święte miejsce dla tej przeklętej dwójki. Jest bardzo świetnie i dobrze strzeżona, i tylko raz udało się ją zdobyć. Niejaki Kael de Kvatch wtargnął tam ze swoją drużyną i dokopał Marcusowi i Karmillii, jednak oni przeżyli, nie wiem, jakim cudem, a cytadelę odbudowano.
- Kiedy spotkałem Kaela, jakoś mi się tym nie chwalił.
- Znałeś go?! To jego poprosiłeś, aby cię tu sprowadził?
- Tak.
- Masz fart. Zawsze chciałam go poznać.
Raven spojrzała w kierunku baru i kiwnęła głową do gościa w blond włosach ubranego w czarny podkoszulek, stojącego za barem. Facet miał zielone oczy.
- Zaczekaj. Muszę odebrać zapłatę.
- Jasne.
Wampirzyca weszła z blondynem na zaplecze. Po chwili podszedł do mnie wysoki, napakowany krwiopijca z czerwonym irokezem na głowie. Zmierzyłem go wzrokiem. Głowa, potem tors (facet przesadza ze sterydami), nogi i ręce miał tak wielkie, że nie objąłbym ich obiema rękami. Wyglądał strasznie. Wiem, że był wampirem, ale jego wygląd był, krótko mówiąc, nienaturalny. Oparł się dłońmi o blat i nachylił się w moją stronę.
- Nowy? - spytał.
Rozejrzałem się dookoła. Wszyscy patrzyli teraz w naszą stronę. Poczułem, że nie jest ciekawie.
- Tak. Jestem nowy - odparłem.
- I znasz mojego braciszka.
- Eee… Kogo?
- Kaela de Kvatch!!! – wrzasnął, po czym chwycił za stolik i rzucił nim w okno. – Szkoda, że nie mogę mu pogruchotać kości, ale skoro tu trafiłeś, to zadowolę się twoimi!
Wielki Steryd chwycił mnie za głowę swoją wielgachną łapą i uniósł w górę. Wampir zarechotał. Wielkolud zasłonił mi całą twarz. Musiałem zaryzykować. Podkurczyłem nogi i skierowałem je przed siebie, wyrzucając je z całej siły. Kopnąłem giganta prosto w twarz, on się zatoczył, a ja upadłem na ziemię. Kilka osób wstało i wyciągnęło noże, miecze i topory.
- Co to, kurwa, jest? World of Warcraft?
- Ty głupi pokurczu! – ryknął Steryd.
Podniosłem głowę i zobaczyłem nadbiegającą w moim kierunku wielką masę mięcha. To były ułamki sekund. Chciałem się jakoś odbić, ale zobaczyłem, że ktoś wyskoczył zza moich pleców i wymierzył kopniaka osiłkowi prosto w czoło. Wielkolud przekoziołkował kawałek i wpadł na trójkę krwiopijców stojących za nami.
Okazało się, że postacią, która zadała Sterydowi cios, była Raven. Spojrzała w moją stronę.
- Widzę, że poznałeś już Setha.
- Uratowany przez kobietę. To trochę dziwne.
- Później mi podziękujesz! Chodź! – mówiąc to, chwyciła mnie za rękę i wyskoczyła przez okno.
Biegliśmy przed siebie, a za nami biegło chyba z osiem wampirów. Schowaliśmy się miedzy dwoma budynkami, a pogoń minęła nas, bardziej skupiając się na biegu niż na nas.
- To… też było dziwne. Jak w kreskówce.
- W czym? – spytała Raven.
- W filmie animowanym. – Wampirzyca patrzyła na mnie jak na wariata. – No wiesz, w telewizji. – Po chwili zrozumiałem, że musiała tu już trafić bardzo dawno temu. – Rany, ale ty musisz być stara.
Po tych słowach poczułem silny ból pośrodku głowy. Raven uderzyła mnie z całej siły z pięści. Była wkurzona jak sto pięćdziesiąt.
- Przepraszam. Następnym razem ugryzę się w język, zanim coś powiem.
- No, ja myślę. Teraz chodź, wrócimy do domu i zaczniemy przygotowania do wyprawy.
- Jakiej znowu wyprawy?
- Mówiłeś, że masz rodzinę do odnalezienia. Więc nie traćmy czasu.
Ruszyliśmy do domu. Czułem się jak dziecko zagubione w nowym miejscu, ale na szczęście miałem wsparcie. W mojej głowie roiło się mnóstwo pytań, a w sercu rodziła się nadzieja. Nadzieja na to, że ponownie będę szczęśliwy z moją rodziną.
Ciąg dalszy nastąpi…
Autor: Piotr Charchuta
0 komentarze:
Prześlij komentarz