Jak już wspominaliśmy, Grupa Neon powoli wraca do krainy żywych. Pojawiają się wśród nas nowe osoby i zarażają swoim entuzjazmem oraz pomysłami. Jedną z takich osób jest Karol, który do rozmowy zaprosił Andrzeja Grabowskiego. Zapraszamy serdecznie do lektury tego wywiadu. A jeśli i wy chcecie w jakiś sposób współtworzyć z nami Neona, nie wahajcie się do nas napisać. Do usłyszenia!
|
Andrzej Grabowski, fot. wikipedia |
Z
Andrzejem Grabowskim – aktorem teatralnym i telewizyjnym rozmawia Karol
Borecki.
-
Gdy komukolwiek zadamy pytanie, kim jest Andrzej Grabowski, to
przynajmniej w co drugiej odpowiedzi usłyszymy, że jest to jeden z
lepszych, jeśli nie najlepszych, polskich aktorów. Ma Pan tego
świadomość?
Nie,
nie mam takiej świadomości, bo najzwyczajniej w świecie nie
uważam się za jednego z lepszych, a może nawet najlepszego,
polskiego aktora… Na pewno bardzo dużo pracuję. Czasami myślę,
że za dużo, ponieważ zdarzają się dni, kiedy nie mam już po
prostu siły. Swój zawód staram się wykonywać jak najlepiej
potrafię, przede wszystkim dla własnej satysfakcji i żebym,
stojąc przed lustrem, nie mógł sobie niczego zarzucić.
Publiczność − widzowie, oczywiście są bardzo ważni, ale
najważniejsze dla mnie jest to, abym po zejściu ze sceny czuł się
dobrze. I tyle.
-
Sugeruje Pan, że rankingi przeprowadzane wśród widzów w myśl
zasady: lepszy – gorszy, nie są obiektywne?
Oczywiście,
że tak. Jednemu pewien aktor się podoba, drugiemu nie, właśnie
na tym polega cała filozofia. Jedni mnie kochają, drudzy
nienawidzą. To nie jest takie proste i logiczne jak w matematyce,
że dwa plus dwa równa się cztery. Los aktora jest bardziej
skomplikowany, niż wszystkim się wydaje.
-
Uczęszczanie do szkoły aktorskiej, a w konsekwencji zawód aktora,
zawdzięcza Pan swojemu bratu, Mikołajowi, i Panu Janowi Nowickiemu?
To
prawda. Gdyby
nie Mikołaj i jego pasja związana z teatrem, nigdy by mi do głowy
nie przyszło, żeby zostać aktorem. Zdawałem do szkoły
aktorskiej, bo tam był już Mikołaj. Pamiętam, że odwiedzałem
go kilkakrotnie. Poza tym w szkole aktorskiej były piękne
dziewczyny, co w tamtym okresie mojego życia było bardzo
ważne(śmiech).Jeżeli chodzi o Janka Nowickiego,to spotkałem go
na jednej imprezie i już wtedy zapowiedział, że będzie ze mnie
aktor. Życie pokazało, że się nie mylił. Z jednej strony
jestem zadowolony, natomiast z drugiej strony są takie chwile kiedy
nad tym ubolewam. Niemniej jednak dziękuję Jankowi, obecnie mojemu
serdecznemu przyjacielowi, za to, że mi wywróżył takie życie.
-
Czym właściwie jest dla Pana aktorstwo?
Myślę,
że to po prostu zawód, który uprawia się z mniejszym lub
większym sukcesem oraz z większą lub mniejszą przyjemnością.
Osobiście bardzo się cieszę z tego, że mogę wykonywać zawód
aktora. Sprawia mi on ogromną przyjemność, szczególnie wtedy,
gdy czuję, że jestem akceptowany przez publiczność. Proszę mi
uwierzyć, że to niezwykłe uczucie. Ściślej mówiąc, lubię ten
zawód, chociaż twierdzę, że bywa idiotyczny.
-
Dlaczego Pan tak uważa?
Bo
jak to wytłumaczyć, że dorosły człowiek mając 61 lat, tak jak
ja, czy 73 jak Janek Nowicki, wychodzi wieczorami na scenę i udaje,
że jest jej królem. Przecież to jest głupie – idiotyczne.
Niemniej jednak podkreślam, że to specyfika tego zawodu i,
niestety, nic w najbliższym czasie się nie zmieni.
-
Jak Pan sobie radzi z krytyką, która wpisana jest w zawód aktora?
-
Zawsze Pan lekceważył krytykę?
Nie,
niestety nie. Kiedyś bardzo się przejmowałem. Przeglądałem
różne fora internetowe, szukałem wywiadów ze mną, tylko po to,
aby zobaczyć, jaka jest reakcja widza. Obecnie tego nie robię i
jest mi z tym znacznie lepiej. Z doświadczenia wiem, że krytyka to
często kompleksy ludzi, którzy siadają wieczorem przed
telewizorem i wyładowują swoją złość.
-
Czy męczy Pana popularność?
Oczywiście,
że męczy, a nawet denerwuje. Wolałbym, żeby jej nie było. Na
przykład teraz chciałbym być anonimowy. Nie kocham popularności,
co nie oznacza, że jest to dobre czy złe. Są aktorzy, którzy
lubią robić z widzami zdjęcia, zgadzają się na udzielanie
wywiadu. Ja tego nie lubię i dlatego według niektórych jestem
inny.
-
Zgodzi się Pan ze mną, gdy powiem: Andrzej Grabowski to bardzo
ambitny aktor?
Powiem,
że zgadzam się w głębi duszy, ale jeżeli wypowiedziałbym te
słowa publicznie, natychmiast zostałbym wyszydzony. W trybie
natychmiastowym pojawiłyby się pytania w rodzaju: Gdzie ambicja w
serialu „Świat według Kiepskich”? Co to znaczy ambitny
godzinny stand – up, który wykonuję dla publiczności?
-
W rzeczywistości rola Ferdynanda Kiepskiego oraz godzinny stand –
up wymaga ogromnego wysiłku?
Oczywiście,
że tak. Może z zewnątrz wygląda to inaczej, ale w rzeczywistości
wymaga ogromnego wysiłku fizycznego, i nie tylko. Niech ci, którzy
uważają, że jest inaczej, spróbują zagrać w sitcomie, który
emitowany jest już od czternastu lat i ma ogromną oglądalność,
czy podejmą próbę mówienia do publiczności w taki sposób, aby
bawiła się przez cały występ. Jestem pewny, że po kilku
minutach będą mogli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest to
ambitne wyzwanie, czy też nie.
-
Podczas
grania roli Ferdynada Kiepskiego spotkał się Pan kiedyś z
nieprzyjemną opinią, komentarzem?
Oczywiście!
Pamiętam, gdy kręciłem film z Jurkiem Bogdajewiczem „Boże
skrawki”, w którym grał Willem Dafoe, Haley Joel Osment i polscy
aktorzy, wśród których byłem także ja. Podczas premiery filmu w
Gdyni Jurek Bogdajewicz, który przebywał w Polsce, ale przez długi
czas mieszkał w Stanach Zjednoczonych, na pytanie pewnej
dziennikarki, które brzmiało: Dlaczego pan obsadził w tak
odpowiedzialnej roli aktora, który gra w sitcomie (mówiła to przy
mnie)? I dorzuciła, że tylko w Polsce jest to możliwe. Z ust
reżysera usłyszała: „Pan Grabowski, gdyby przez czternaście
lat grał w USA w sitcomie i był tak popularny jak jest tutaj,
byłby gwiazdą. Tylko w Polsce, wy dziennikarze, gardzicie
człowiekiem, który potrafi zebrać przed telewizorami kilka
milionów ludzi”. Bardzo mi to oczywiście schlebiło, chociaż
przez chwilę bałem się go, bo był niezwykle wzburzony i nie mógł
dojść do siebie (śmiech).
-
Zgadza
się Pan w tej kwestii z Panem Jerzym Bogdajewiczem?
Tak,
jak najbardziej. Uważam, że taka jest prawda. Jesteśmy krajem, w
którym aktorów dzieli się na ambitnych i nieambitnych. Moim
zdaniem powinniśmy ich dzielić na tych, którzy są dobrzy lub
nie, którzy mają talent lub go nie mają. Ci ambitni czasami są
nie do oglądania. Bronią się przed swoją bezradnością, brakiem
talentu i niedouczeniem tylko tym, że są ambitni.
-
Występuje Pan w rolach komediowych oraz dramatycznych. Które
wymagają większego wysiłku, przygotowania oraz koncentracji?
Owszem,
gram zarówno w komedii, jak i dramacie. Dużo łatwiej grało mi
się Gebelsa w „Pitbulu”, gdzie wystarczyło po prostu przyjąć
zasadę twarz – maska, niż rolę Ferdynanda Kiepskiego, która
naprawdę jest bardzo trudna do zagrania.
-
Wiele
pozytywnych opinii zyskała kreowana przez Pana rola Gebelsa, która
zdaniem niektórych widzów była bardzo ambitna.
Mam
tego świadomość, ale chciałbym powiedzieć, że to jest
nieprawda! Prosty przykład. Jeżeli teraz stałby przed Panem
Ferdynand, to wiele razy musiałby się oblać wodą, przekląć
etc. Natomiast, gdyby rozmawiał Pan z Gebelsem, wystarczyłoby
założyć na twarz „maskę”(zero uśmiechów) oraz spojrzeć na
Pana mocnym, groźnym wzrokiem. Oczywiście, są aktorzy, którzy
mają predyspozycje do ról komediowych, co nie zmienia faktu, że
same w sobie są one bardzo trudne do zagrania.
-
Jest Pan zadowolony z tego, że Pańskie córki zostały aktorkami?
Szczęśliwy
nie jestem, bo znam ten zawód od wewnątrz i wiem, że wymaga on
wielkiego poświęcenia oraz „twardej skorupy”, żeby to
wszystko znieść, szczególnie gdy jest się aktorem młodym,
początkującym, bez sukcesów i doświadczenia.
-
Ma Pan zarówno doświadczenie, jak i wiele sukcesów na swoim
koncie, zatem nie musi Pan znosić tych przykrych aspektów
związanych z aktorstwem.
Tak,
ja dzisiaj mogę powiedzieć do widzów: „Mam was…, kompletnie
mi na was nie zależy”. Są tacy, którzy chcą mnie oglądać,
słuchać i dla tych osób mogę się starać. Reszta mnie w ogóle
nie interesuje. Gdy byłem młody, to oczywiście nigdy w życiu bym
takich słów z siebie nie wydobył, ponieważ zależało mi na
każdej osobie. Poza tym, błędem młodych aktorów jest to, że za
wszelką cenę chcą pokazać, co potrafią, co umieją. Cała
filozofia polega na tym, aby pokazywać, że się nie jest aktorem,
a nie odwrotnie. Aktor jest dobry wtedy, kiedy nie pokazuje, że
jest aktorem, ale zachowuje się zupełnie naturalnie. Może
krzyczeć, płakać, piszczeć itp, ale przede wszystkim musi
zachowywać się autentycznie, jak każdy człowiek na co dzień.
Panie
Andrzeju, bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę wszystkiego dobrego
i, mam nadzieję, do zobaczenia
______________________________
Jeśli piszesz, czytasz, rysujesz lub wyrażasz siebie w inny sposób, możesz dołączyć do Grupy Literackiej Neon. Neon wraca i ogłasza nowy nabór! Wydawanie własnego czasopisma, nagrywanie Poezji na bruku, organizowanie wieczorków i inspirujących spotkań jest możliwe właśnie z nami! :)
Szczegóły? Napisz do nas na maila: grupaneon@vp.pl . Jeśli jesteś z Bydgoszczy, spotkamy się i porozmawiamy! :)